Legia zagra w Lidze Mistrzów… w Radomiu? Przed Trzaskowskim decyzja, która może zaważyć o jego dorobku
Jeśli Legia Warszawa sięgnie po mistrzostwo Polski, swoje mecze w koszykarskiej Lidze Mistrzów będzie musiała rozgrywać… w Radomiu. To ogromny wstyd dla stolicy, a zarazem dowód na to, jak wielką porażką okazała się wieloletnia niemoc inwestycyjna. Hala przy Skrze, której budowa miała być przełomem, stoi pod znakiem zapytania, mimo że ratusz zainwestował w ten projekt już miliony. Przed Rafałem Trzaskowskim jedna z najważniejszych decyzji w jego prezydenturze.
Legia gra o złoto, Bemowo pęka w szwach
Zainteresowanie koszykówką w Warszawie sięgnęło zenitu. Finałowy pojedynek Legii ze Startem Lublin w Orlen Basket Lidze przyciąga tłumy – chętnych jest co najmniej 10 tysięcy, a hala na Bemowie przy ul. Obrońców Tobruku pomieści zaledwie niecałe 2 tysiące. Wejściówki na pierwsze dwa mecze rozeszły się w zaledwie 15 minut. Przed kolejnym spotkaniem, które może zdecydować o mistrzostwie, klub spodziewa się, że po pięciu minutach biletów już nie będzie.
Prezes Jarosław Jankowski pół żartem, pół serio skwitował sytuację słowami: „Biletów już nie ma. Do poniedziałku mój telefon zostaje wyłączony”. Skala problemu tylko rośnie. Dziennikarze odbierają telefony z błaganiami o pomoc w zdobyciu biletów, a znajomi oferują się, że będą udawać ich asystentów, byle tylko wejść na mecz.
Moda na koszykówkę wróciła. Gdzie jest infrastruktura?
Warszawa znów zakochała się w baskecie – to już nie tylko domena garstki fanatyków. Legia walczy o mistrzostwo Polski, Dziki Warszawa przebojem weszły do ekstraklasy, Polonia marzy o powrocie na salony, a w przyszłym roku w stolicy odbędą się mistrzostwa świata w koszykówce 3×3. Kulminacją renesansu koszykówki w Warszawie był rok 2022, gdy Legia zdobyła pierwszy od ponad pół wieku medal MP.
Wtedy właśnie prezydent Rafał Trzaskowski ogłosił, że Warszawa potrzebuje nowoczesnej hali i że jej budowa będzie traktowana priorytetowo. Dziś projekt wciąż wisi na włosku.
Stolica bez hali z prawdziwego zdarzenia
Nie ma wątpliwości: Warszawa potrzebuje nie jednej, a dwóch nowoczesnych hal – dużej na międzynarodowe wydarzenia i mniejszej dla klubów ligowych. W innych miastach infrastruktura sportowa kwitnie – Kraków (15 tys. miejsc), Gliwice (13 tys.), Łódź (12 tys.), Katowice (11 tys.), Gdańsk (10 tys.) – to tam trafiają najważniejsze imprezy. Warszawa nie ma się czym pochwalić.
Kluby gnieżdżą się po kątach – Projekt Warszawa gra w Arenie Ursynów, Polonia w wilanowskiej hali z basenem, Dziki i Polonia dzielą halę na Kole, a Legia męczy się na Bemowie. Nawet największy w Warszawie Torwar nie spełnia oczekiwań – choć mieści 5 tys. widzów, nie należy do miasta, jego grafik jest zapchany, a warunki do gry – nieprzyjazne. Nic dziwnego, że legioniści wolą zostać na swoim Bemowie, nawet jeśli nie spełnia ono standardów.
Hangar zamiast hali. I kompromitacja przed Europą
Hala na Bemowie to wciąż przystosowany hangar po śmigłowcach. Mimo licznych remontów, obiekt nie nadaje się do przyjmowania gości z Europy. Podczas jednego z meczów ENBL, zawodnik Bakken Bears z Danii stwierdził: „Kilka lat temu graliśmy z Legią w dziwnej hali, ale myślałem, że coś się zmieni. Teraz jest chyba jeszcze gorzej”.
Tymczasem Legia, jeśli zdobędzie złoto, będzie musiała rozgrywać mecze Ligi Mistrzów poza Warszawą. Klub zgłosił Torwar i halę w Radomiu – bo innego wyjścia po prostu nie ma. Podobna kompromitacja spotkała siatkarzy Projektu, którzy swoje spotkania europejskie rozgrywali w łódzkiej Atlas Arenie.
Projekt Skra – szansa, która może przepaść
Właśnie temu miała zaradzić hala na Skrze. Przez lata zaniedbany teren straszył mieszkańców, ale ratusz po sądowych bataliach odzyskał działkę i rozpoczął rewitalizację. Dziś miejsce tętni życiem – są alejki, boiska, stadion lekkoatletyczny. Kolejnym krokiem miała być hala na 6–7 tys. miejsc. Miała być – bo projekt utknął.
Choć hala ma już prawomocne pozwolenie na budowę (z grudnia 2024 r.) i pełną dokumentację, inwestycja nie może ruszyć. Powód? Opór części mieszkańców dzielnicy Ochota oraz lokalnych samorządowców, którzy powielają typową dla zjawiska NIMBY retorykę: „Nie u mnie”. Argumenty? Obawy o hałas i spadek wartości mieszkań.
Trudno nie zauważyć kuriozum tej sytuacji. Przez lata Skra była zapuszczonym miejscem z dzikimi najemcami. Dziś – gdy teren odzyskano, uporządkowano i uczyniono reprezentacyjnym – właśnie tu miała stanąć hala, która byłaby dumą miasta. Tymczasem inwestycja znów trafia na opór.
„Wystarczy, żeby Rafał wcisnął guzik”
Co dalej? 26 czerwca Rada Miasta zdecyduje, czy przekaże środki dla jednostki „Aktywna Warszawa”, która ogłosi przetarg na budowę hali. Jeśli uchwała przejdzie, prace mogą ruszyć jeszcze w 2025 roku. Jeśli nie – projekt może ugrzęznąć na lata.
Dla Rafała Trzaskowskiego to moment prawdy. Polityk, który przegrał wyścig o prezydenturę Polski, może w pełni skupić się na zarządzaniu Warszawą. „Wystarczy, żeby Rafał tylko wcisnął guzik” – słyszymy w ratuszu. I ten guzik po prostu trzeba wcisnąć.
Bo jeśli hala na Skrze powstanie, po latach pustych deklaracji będzie to realny sukces Trzaskowskiego. Jeśli nie – dołączy do grona tych prezydentów, którzy ograniczali się do populistycznych obietnic bez pokrycia.