To nie mogło się udać. To dlatego Świątek przegrała z Ostapenko
Duże problemy z pierwszym podaniem, serwis o prędkości 122 km/h i zbyt liczne podwójne błędy. Tak ważny w pojedynku z Jeleną Ostapenko element nie był u Igi Świątek na wystarczająco równym poziomie w ćwierćfinale w Stuttgarcie, by zagrozić ultraofensywnej rywalce. Polka przegrała 3:6, 6:3, 2:6, a łotewska tenisistka podtrzymała miano kryptonitu wiceliderki światowego rankingu. Drogę…
Duże problemy z pierwszym podaniem, serwis o prędkości 122 km/h i zbyt liczne podwójne błędy. Tak ważny w pojedynku z Jeleną Ostapenko element nie był u Igi Świątek na wystarczająco równym poziomie w ćwierćfinale w Stuttgarcie, by zagrozić ultraofensywnej rywalce. Polka przegrała 3:6, 6:3, 2:6, a łotewska tenisistka podtrzymała miano kryptonitu wiceliderki światowego rankingu.
Drogę z piekła do nieba i z powrotem przeszli w ćwierćfinale w Stuttgarcie Iga Świątek i jej trener Wim Fissette. Przerwanie chwilowo naporu i postawienie się słynącej z zero-jedynkowej gry Jeleny Ostapenko sprawiło, że kibice Polki zobaczyli światełko w tunelu w tej dotychczas jednostronnej rywalizacji. Ale grająca falami Łotyszka przypomniała, że w pojedynkach z drugą rakietą świata jest zwykle ulepszoną wersją siebie i wykorzystuje każdy moment słabości faworytki.
Ostapenko kryptonitem Świątek
Superman ma kryptonit, a Świątek ma Ostapenko – o takie stwierdzenie pokuszono się ostatnio w artykule na stronie organizacji WTA. Wspomniano też to, co powtarzają od jakiegoś czasu już wszyscy – ekscentryczna Łotyszka stała się tenisowym koszmarem Polki. Teraz znów to potwierdziła – po sobotnim pojedynku ma z nią bilans 6-0.
Już od trzech tygodni, czyli od sensacyjnej przegranej w ćwierćfinale w Miami z Alexandrą Ealą z Filipin (140.), fani Świątek zadawali sobie jedno pytanie – czy 23-latka odzyska utraconą pewność siebie na ulubionych kortach ziemnych. Zawsze na nich brylowała i dominowała, więc wydawało się, że jak nie na nich, to kiedy. Środowy pojedynek drugiej rundy w Stuttgarcie z Janą Fett, choć bardzo pewnie wygrany 6:2, 6:2, nie był dostatecznym miernikiem. Bo 153. w rankingu WTA Chorwatka nie była dla Polki żadnym zagrożeniem. Czyli zupełnie odwrotnie niż 24. na światowej liście Ostapenko.
Łotyszka to zawodniczka grająca falami, a jej bardzo agresywny styl gry sprawia, że czasem jest jak burza i nie daje szans rywalkom, a czasem ma problem z trafieniem w kort i w szybkim tempie powiększa dorobek niewymuszonych błędów. Niestety dla Świątek, w meczach z nią zwykle pokazuje się w tym lepszym wydaniu.
Przy tak grających tenisistkach jak Ostapenko groźny serwis to podstawa. A jego zbyt często brakowało Polce w sobotę. Przy wyniku 0:3 nie miała na koncie ani jednego trafionego pierwszego podania. Do tego podwójne błędy i wprowadzenie piłki do gry z prędkością zaledwie 122 km/h, co od razu wykorzystała rywalka. Tenisistka współpracująca z Fissettem próbowała też serwisów na ciało, ale agresywnie returnująca Łotyszka często radziła sobie też z tym. Sama zaś pokazała, jak polegać na swoim podaniu – na koniec seta posłała dwa asy.
Warto odnotować fragment tej partii, w którym Polka zaczęła robić to, czego często brakowało we wcześniejszych z Ostapenko. Z większą determinacją próbowała zmusić niewygodną przeciwniczkę do biegania. Nie jest tajemnicą, że zawodniczka z Rygi w takiej sytuacji zaczyna się mylić i tak też było teraz. Dzięki temu Świątek, która zaczęła seta od przegrania czterech kolejnych gemów, zmniejszyła stratę do 3:5, a jej trener rozpogodził się i nagradzał ją brawami. Ale Ostapenko pokazała, że jej kryzys był tylko chwilowy.
Przemiana Świątek. “Takie oddanie za darmo boli”
33 i 80 procent – tak ogromna różnica była w wygrywaniu akcji po pierwszym podaniu u Świątek między pierwszą a drugą partią. I w dużym stopniu dlatego wynik obu był odwrotnością. O znaczeniu serwisu przypomniał też długi piąty gem – prowadząca 3:1 Polka w pewnym momencie uzyskała przewagę dzięki asowi, ale ostatecznie straciła wtedy podanie (Ostapenko wykorzystała trzeciego “break pointa”) po podwójnym błędzie.
– Takie oddanie (ostatniego punktu – red.) za darmo boli – przyznała komentatorka Canal+ Paula Choduń-Kania.
Po jednym z zepsutych serwisów w tej części spotkania Świątek poddenerwowana wzruszyła ramionami. Zadania nie ułatwiał jej fakt, że rywalka znów starała się wchodzić na każde jej podanie zgodnie z zasadą “uda się albo się nie uda”. Ale Polka przetrwała i w końcówce tej partii sama wykorzystała kolejny moment słabości Łotyszki, wygrywając aż 11 z 13 ostatnich punktów.
Ale sama kolejny słabszy moment pod względem skuteczności serwisu zaliczyła na początku decydującej partii i znów nie uniknęła kary przy szalejącej na returnie Ostapenko. Trzeba oddać Polce, że nie spuściła głowy przy wyniku 0:3 i próbowała do końca nawiązać walkę, ale nie pozwoliła jej na to rywalka i pechowe centymetrowe autowe zagrania, które sama zanotowała w kluczowej części seta.
Szukając pozytywów, Świątek – w przeciwieństwie do lutowego pojedynku w Dosze – mocniej postawiła się Łotyszce. Ale lekcja jest prosta – bez lepszego serwisu Polka nie pokona swojego “koszmaru” nawet na ukochanej ziemi.