W niedzielny wieczór Iga Świątek i Jannik Sinner pojawili się na uroczystym Balu Mistrzów Wimbledonu. Jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów imprezy był ich wspólny taniec, nawiązujący do wieloletniej tradycji turnieju. Choć wszystko wskazywało na to, że może do niego nie dojść, Polka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Co dokładnie zrobiła, by podtrzymać zwyczaj?
Zgodnie z tradycją Wimbledonu, triumfatorzy gry pojedynczej – kobieta i mężczyzna – mają okazję zatańczyć razem podczas balu wieńczącego turniej. Tego rodzaju występy przechodzą niekiedy do historii – jak pamiętny taniec Sereny Williams i Novaka Djokovicia z 2015 roku, który zachwycił zarówno tańcem w duecie, jak i popisami solo. Tym razem na parkiecie zaprezentowali się Świątek i Sinner. Ich występ był bardziej stonowany, ale również spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Jak się okazuje, niewiele brakowało, by do tańca w ogóle nie doszło.
To właśnie Jannik Sinner zdradził kulisy całej sytuacji w rozmowie z BBC Sport. Jak przyznał, organizatorzy nie nalegali na taniec, ze względu na późną godzinę. – Już na początku powiedzieli nam, że nie musimy tańczyć, jeśli nie będziemy chcieli – wyznał Włoch. Wtedy z inicjatywą wyszła Iga. – Później Iga powiedziała mi: „Nie, nie, zróbmy to” – ujawnił Sinner. – Pomyślałem sobie: „Okej”. W końcu to tradycja, warto ją pielęgnować. To był miły moment, który mogłem dzielić z Igą. I tak, to było naprawdę piękne – dodał z uśmiechem.
Dla Sinnera nie było to łatwe – zaledwie kilka godzin wcześniej stoczył intensywny, czterosetowy bój z Carlosem Alcarazem w finale Wimbledonu. Mecz trwał ponad trzy godziny i zakończył się wynikiem 4:6, 6:4, 6:4, 6:4 dla Włocha. Iga Świątek miała znacznie więcej czasu na regenerację – swój finał rozegrała dzień wcześniej i w niespełna godzinę rozbiła Amandę Anisimovą 6:0, 6:0, nie oddając rywalce ani jednego gema.
Dzięki jej determinacji udało się podtrzymać piękną tradycję i stworzyć wyjątkowy moment, który na długo zapadnie w pamięć kibicom.