Fani tenisa oburzeni decyzją organizatorów Roland Garros. Hitowy półfinał Świątek – Sabalenka znów pominięty w wieczornej sesji
Cały tenisowy świat z niecierpliwością czeka na półfinał Roland Garros, w którym zmierzą się Iga Świątek i Aryna Sabalenka. To będzie ich pierwsze starcie w tym sezonie – i to od razu na kortach, które Świątek od lat zdominowała. Pojedynek tych dwóch zawodniczek, bezsprzecznie najlepszych w kobiecym tenisie ostatnich lat, zapowiada się na prawdziwą ucztę sportową. Dla wielu kibiców jednak ten wyczekiwany pojedynek ma pewien gorzki posmak – a wszystko przez… godzinę rozpoczęcia meczu.
Sabalenka kontra Świątek, ale nie w prime time. Decyzja organizatorów znów pod ostrzałem
Pojedynek Świątek – Sabalenka zaplanowano na czwartek 5 czerwca na godzinę 15:00. Oznacza to, że kolejny raz kluczowy mecz w kobiecym turnieju Roland Garros nie trafi do wieczornej sesji na korcie Philippe’a Chatriera – czyli tej najbardziej prestiżowej, przyciągającej największą uwagę mediów i kibiców. Według organizatorów, mecze kobiet są z reguły krótsze i istnieje ryzyko, że sesja wieczorna mogłaby zakończyć się zbyt wcześnie. Tłumaczenie to jednak nie przekonuje ani kibiców, ani zawodniczek.
„To nieporozumienie”. Kibice i dziennikarze nie gryzą się w język
Internet szybko zareagował na decyzję organizatorów. W mediach społecznościowych zaroiło się od komentarzy krytykujących harmonogram. „Gdyby organizatorzy naprawdę oglądali kobiecy tenis, wiedzieliby, że mecz Igi z Aryną nie skończy się w godzinę”, piszą fani. Inni dodają: „Wystarczy spojrzeć na US Open – tam wieczorna sesja zawiera jeden mecz kobiet i jeden mecz mężczyzn. Dlaczego Roland Garros nie może pójść tą samą drogą?”.
Znany tenisowy dziennikarz Bastien Fachan zauważył z kolei, że niektóre mecze mężczyzn – jak ćwierćfinał Carlosa Alcaraza z Tommym Paulem – trwały krócej niż ćwierćfinały kobiet. Przykład? Starcie Świątek z Eliną Switoliną zajęło więcej czasu, a mimo to panie nadal są spychane poza najważniejsze godziny transmisji.
Ons Jabeur: „Kiedy kobieta wygrywa do zera, to nuda. Kiedy mężczyzna – to siła”
Sprawa nierównego traktowania tenisistek przez organizatorów wielkoszlemowych turniejów nie jest nowa. W ostatnich tygodniach do tematu odniosła się m.in. Ons Jabeur. Tunezyjka w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych poruszyła problem podwójnych standardów: „Kiedy kobieta wygrywa 6:0, 6:0, to mówi się, że mecz był nudny. Kiedy to samo robi mężczyzna, to już ‘dominacja’ i ‘siła’. Gdy kobiety grają agresywnie, pisze się, że grają jak mężczyźni – jakby siła i intensywność były zarezerwowane tylko dla jednej płci”.
Świątek: „Dla mnie to bez znaczenia”. Ale dyskusja trwa dalej
Iga Świątek, przynajmniej oficjalnie, nie przykłada dużej wagi do godziny rozpoczęcia meczu. Dla niej najważniejsze jest wyjście na kort i gra o finał. Nie zmienia to jednak faktu, że decyzja organizatorów ponownie podsyciła debatę o nierównym traktowaniu kobiet i mężczyzn w tenisie, a fanom trudno ukryć rozczarowanie.
Mecz Świątek – Sabalenka to bez wątpienia najbardziej elektryzujące starcie całego turnieju. Dwie dominujące postacie ostatnich lat, walka o prymat, osobiste ambicje i rewanże – wszystko to sprawia, że półfinał zapowiada się na prawdziwe widowisko. Szkoda tylko, że nie wszyscy będą mogli obejrzeć je w porze, która oddaje randze tego wydarzenia.