Wielki wyczyn Igi Świątek! Wróciła z tenisowych zaświatów
Z piekła do nieba – tak wyglądała droga Igi Świątek w pierwszym meczu tegorocznego WTA Finals. Bardzo długo na korcie rządziła Barbora Krejcikova, która prowadziła już 6:4, 3:0 z dwoma przełamaniami. Po Polce widoczne były dwa miesiące rozbratu z grą, była tenisowo “zardzewiała”, ale w pewnym momencie elementy jej gry weszły na wyższy poziom. Skorzystała…
Z piekła do nieba – tak wyglądała droga Igi Świątek w pierwszym meczu tegorocznego WTA Finals. Bardzo długo na korcie rządziła Barbora Krejcikova, która prowadziła już 6:4, 3:0 z dwoma przełamaniami. Po Polce widoczne były dwa miesiące rozbratu z grą, była tenisowo “zardzewiała”, ale w pewnym momencie elementy jej gry weszły na wyższy poziom. Skorzystała także z pomocnej dłoni rywalki i całkowicie odwróciła losy meczu.
Iga Świątek wróciła na kort po dwumiesięcznej przerwie i od razu miała okazję zrewanżować się Barborze Krejcikovej za pamiętnej porażki w Ostrawie i Dubaju. Polka była faworytką, ale jej dyspozycja była zagadką. Niestety, w pierwszym meczu w Rijadzie dostaliśmy mało przyjemną odpowiedź na tę zagadkę. Brak gry przez długie tygodnie dał się we znaki. Dopiero w dalszej części starcia łapała właściwy rytm.
Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. “Jestem bardzo podekscytowana”
Złe wejście Świątek i nieudana pogoń
Polka nie mogła gorzej zacząć tego meczu. Została przełamana już w pierwszym gemie. Przede wszystkim forhend praktycznie nie funkcjonował u Świątek. Każda piłka była posyłana w aut.
W trzecim gemie Świątek zdecydowanie poprawiła swój serwis. Każda piłka wprowadzona przez nią do gry osiągała prędkość ok. 180 km/h. Widać było, że serwis, który wypracowała pod okiem Tomasza Wiktorowskiego, podrasowała na treningach z nowym trenerem, Wimem Fissettem. Czeszka nie była w stanie zagrać dobrego returnu. Lepiej wyglądała przy własnym serwisie. Mogła dyktować warunki w wymianach i bezlitośnie wykorzystywać błędy wiceliderki światowego rankingu.
Problemem było też to, że Świątek ślizgała się po korcie, szczególnie przy piłkach granych przez Czeszkę na zewnątrz kortu. To też jej nie pomogło przy trzech break pointach, które miała w secie. Nie wykorzystała żadnego z nich i zamiast wyniku 3:3 mieliśmy 4:2 dla Czeszki.
Świątek starała się trzymać kontakt, głównie za sprawą serwisu i niezłego bekhendu. Ale brakowało w jej grze agresji, pewności siebie i dobrego czucia kortu. Nie podejmowała większego ryzyka. Tego nie bała się robić Krejcikova, która zaatakowała w końcówce i dzięki temu wygrała drugiego seta 6:4.
Remontada w wykonaniu Świątek
Drugi set zaczął się dla Świątek jeszcze gorzej. Momentalnie Krejcikova wytrąciła atuty Polki, dobrze czytała jej grę. W efekcie Czeszka wyszła na szybkie prowadzenie 3:0. Nic nie działało w grze naszej tenisistki nawet na przyzwoitym poziomie.
Ale w czwartym gemie Świątek zaczęła grać tak, jak nas do tego przyzwyczaiła – dynamicznie, z wykorzystaniem całej szerokości kortu. Do tego zaczęła częściej dochodzić do siatki, by skrócić pole gry. Z każdą kolejną akcją coraz bardziej przejmowała inicjatywę. Przełamała Krejcikovą po trzecim break poincie. Odwróciła losy piątego gema, w którym nie dała się przełamać. Po chwili ponownie przełamała rywalkę. Nagle na tablicy wyników mieliśmy remis 3:3. Siódmy gem toczył się zdecydowanie na warunkach Świątek. Po raz pierwszy wyszła na prowadzenie w secie.
Wynik 4:3 w drugiej partii był jasnym sygnałem, że Świątek odrdzewiała w trakcie meczu. Ale trudno było całkowicie wybić z rytmu Krejcikovą, doświadczoną tenisistkę, która wiedziała, że wciąż może wygrać ten mecz.
Dalsza część seta była wyrównana, ale widać było, że Świątek gra znacznie odważniej, coraz lepiej wyglądał jej forhend. Do stanu 6:5 można było nastawiać się na tie-breaka. Ale 12. gem całkowicie zepsuła Krejcikova. Zaczęła popełniać błędy, każda zagrana przez nią piłka była w sam raz do skontrowania przez Polkę. W efekcie nasza tenisistka wygrała seta 7:5 i doprowadziła do rozegrania trzeciego seta. Jej liczby winnerów i niewymuszonych błędów się zrównały w tej partii.
Tym razem to zwyciężczyni Wimbledonu uciekła do szatni na przerwę toaletową, ale role całkowicie odwróciły się także na korcie. To Krejcikova zaczęła popełniać coraz to więcej forehandowych błędów, a była to woda na młyn dla polskiej tenisistki, która szybko odskoczyła na 3:0. Frustrowana Czeszka myliła się coraz częściej, mnożyły się także podwójne błędy serwisowe, a Iga Świątek odjeżdżała, wygrywające kolejne gemy z rzędu. Zatrzymała się na siedmiu. Czeszka na sam koniec otworzyła swój wynik w trzecim secie, ale ten zryw był chwilowy i tak po schodziła z kortu pokonana po 152 minutach.
Iga Świątek dokonała niesamowitego powrotu i zwyciężyła 4:6, 7:5, 6:2. Kolejny mecz polska tenisistka zagra we wtorek z Coco Gauff. Dokładną godzinę jeszcze poznamy.
Z piekła do nieba – tak wyglądała droga Igi Świątek w pierwszym meczu tegorocznego WTA Finals. Bardzo długo na korcie rządziła Barbora Krejcikova, która prowadziła już 6:4, 3:0 z dwoma przełamaniami. Po Polce widoczne były dwa miesiące rozbratu z grą, była tenisowo “zardzewiała”, ale w pewnym momencie elementy jej gry weszły na wyższy poziom. Skorzystała także z pomocnej dłoni rywalki i całkowicie odwróciła losy meczu.
Iga Świątek wróciła na kort po dwumiesięcznej przerwie i od razu miała okazję zrewanżować się Barborze Krejcikovej za pamiętnej porażki w Ostrawie i Dubaju. Polka była faworytką, ale jej dyspozycja była zagadką. Niestety, w pierwszym meczu w Rijadzie dostaliśmy mało przyjemną odpowiedź na tę zagadkę. Brak gry przez długie tygodnie dał się we znaki. Dopiero w dalszej części starcia łapała właściwy rytm.
Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. “Jestem bardzo podekscytowana”
Złe wejście Świątek i nieudana pogoń
Polka nie mogła gorzej zacząć tego meczu. Została przełamana już w pierwszym gemie. Przede wszystkim forhend praktycznie nie funkcjonował u Świątek. Każda piłka była posyłana w aut.
W trzecim gemie Świątek zdecydowanie poprawiła swój serwis. Każda piłka wprowadzona przez nią do gry osiągała prędkość ok. 180 km/h. Widać było, że serwis, który wypracowała pod okiem Tomasza Wiktorowskiego, podrasowała na treningach z nowym trenerem, Wimem Fissettem. Czeszka nie była w stanie zagrać dobrego returnu. Lepiej wyglądała przy własnym serwisie. Mogła dyktować warunki w wymianach i bezlitośnie wykorzystywać błędy wiceliderki światowego rankingu.
Problemem było też to, że Świątek ślizgała się po korcie, szczególnie przy piłkach granych przez Czeszkę na zewnątrz kortu. To też jej nie pomogło przy trzech break pointach, które miała w secie. Nie wykorzystała żadnego z nich i zamiast wyniku 3:3 mieliśmy 4:2 dla Czeszki.
Świątek starała się trzymać kontakt, głównie za sprawą serwisu i niezłego bekhendu. Ale brakowało w jej grze agresji, pewności siebie i dobrego czucia kortu. Nie podejmowała większego ryzyka. Tego nie bała się robić Krejcikova, która zaatakowała w końcówce i dzięki temu wygrała drugiego seta 6:4.
Remontada w wykonaniu Świątek
Drugi set zaczął się dla Świątek jeszcze gorzej. Momentalnie Krejcikova wytrąciła atuty Polki, dobrze czytała jej grę. W efekcie Czeszka wyszła na szybkie prowadzenie 3:0. Nic nie działało w grze naszej tenisistki nawet na przyzwoitym poziomie.
Ale w czwartym gemie Świątek zaczęła grać tak, jak nas do tego przyzwyczaiła – dynamicznie, z wykorzystaniem całej szerokości kortu. Do tego zaczęła częściej dochodzić do siatki, by skrócić pole gry. Z każdą kolejną akcją coraz bardziej przejmowała inicjatywę. Przełamała Krejcikovą po trzecim break poincie. Odwróciła losy piątego gema, w którym nie dała się przełamać. Po chwili ponownie przełamała rywalkę. Nagle na tablicy wyników mieliśmy remis 3:3. Siódmy gem toczył się zdecydowanie na warunkach Świątek. Po raz pierwszy wyszła na prowadzenie w secie.
Wynik 4:3 w drugiej partii był jasnym sygnałem, że Świątek odrdzewiała w trakcie meczu. Ale trudno było całkowicie wybić z rytmu Krejcikovą, doświadczoną tenisistkę, która wiedziała, że wciąż może wygrać ten mecz.
Dalsza część seta była wyrównana, ale widać było, że Świątek gra znacznie odważniej, coraz lepiej wyglądał jej forhend. Do stanu 6:5 można było nastawiać się na tie-breaka. Ale 12. gem całkowicie zepsuła Krejcikova. Zaczęła popełniać błędy, każda zagrana przez nią piłka była w sam raz do skontrowania przez Polkę. W efekcie nasza tenisistka wygrała seta 7:5 i doprowadziła do rozegrania trzeciego seta. Jej liczby winnerów i niewymuszonych błędów się zrównały w tej partii.
Tym razem to zwyciężczyni Wimbledonu uciekła do szatni na przerwę toaletową, ale role całkowicie odwróciły się także na korcie. To Krejcikova zaczęła popełniać coraz to więcej forehandowych błędów, a była to woda na młyn dla polskiej tenisistki, która szybko odskoczyła na 3:0. Frustrowana Czeszka myliła się coraz częściej, mnożyły się także podwójne błędy serwisowe, a Iga Świątek odjeżdżała, wygrywające kolejne gemy z rzędu. Zatrzymała się na siedmiu. Czeszka na sam koniec otworzyła swój wynik w trzecim secie, ale ten zryw był chwilowy i tak po schodziła z kortu pokonana po 152 minutach.
Iga Świątek dokonała niesamowitego powrotu i zwyciężyła 4:6, 7:5, 6:2. Kolejny mecz polska tenisistka zagra we wtorek z Coco Gauff. Dokładną godzinę jeszcze poznamy.