Wiemy, co dalej z przyszłością Thurnbichlera! Zapadła ostateczna decyzja
Thomas Thurnbichler nie będzie dłużej trenerem głównym kadry polskich skoczków – dowiedział się nieoficjalnie Sport.pl. Jak usłyszeliśmy, Austriak ogłosił to na czwartkowym spotkaniu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) z trenerami. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz ogłosi to na specjalnie zwołanej konferencji prasowej podczas finału Pucharu Świata w Planicy. Więcej szczegółów dotyczących przyszłości polskiej kadry i…
Thomas Thurnbichler nie będzie dłużej trenerem głównym kadry polskich skoczków – dowiedział się nieoficjalnie Sport.pl. Jak usłyszeliśmy, Austriak ogłosił to na czwartkowym spotkaniu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) z trenerami. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz ogłosi to na specjalnie zwołanej konferencji prasowej podczas finału Pucharu Świata w Planicy.
Więcej szczegółów dotyczących przyszłości polskiej kadry i Thomasa Thurnbichlera będziemy podawać na bieżąco w trakcie konferencji w Planicy. Ta rozpocznie się o godzinie 10:30.
Sport.pl nieoficjalnie dowiedział się, że Thomas Thurnbichler nie będzie już dłużej trenerem głównym polskiej kadry skoczków. Potwierdził nam to jeden ze szkoleniowców obecny na tym spotkaniu. Głównym tematem spotkania było podsumowanie sezonu przez FIS, ale Austriak chciał podziękować i przekazać informację w sprawie swojej przyszłości. Jednocześnie dodał, że chce pozostać przy skokach narciarskich. Nie wiemy jeszcze w jakiej roli – czy będzie to inne stanowisko w Polsce, czy Thurnbichler wybierze ofertę z innego kraju. A sam przyznawał, że dostawał ich sporo.
Decyzję w sprawie Thurnbichlera w piątek ma ogłosić PZN – o godzinie 10:30 na konferencji prasowej zorganizowanej w hotelu Kompas w Kranjskiej Gorze, gdzie mieszka większość kadr podczas zawodów w Słowenii, w tym cały polski zespół. Adam Małysz dotarł tu po g. 15 w czwartek. Godzinę później zaczęło się spotkanie, na którym Thurnbichler ogłosił, że nie będzie dłużej pracował jako trener główny w Polsce.
Potem skoczkowie i członkowie polskiego sztabu rozmawiali z Małyszem. Wszystko potrwało do późnych godzin wieczornych, kiedy Małysz skończył spotkania z trenerami. Tam ustalono zapewne szczegóły, choćby kwestii dotyczących kolejnych kroków związku i kontraktu Thurnbichlera. Ten wygasa dopiero po kolejnym sezonie, w teorii Austriak miał poprowadzić Polaków jeszcze co najmniej przez sezon olimpijski.
Sama decyzja PZN o tym, że Thurnbichler nie będzie dalej prowadził polskiej kadry skoczków, nie zapadła w Planicy. Według informacji Sport.pl została Austriakowi przedstawiona wiele wcześniej, prawdopodobnie w trakcie mistrzostw świata w Trondheim, gdy Małysz dotarł do Norwegii dość szybko, już po pierwszym konkursie na normalnej skoczni. Zresztą szkoleniowiec już długo był świadomy tego, w jak trudnej sytuacji się znalazł.
Thurnbichlera nie broniły wyniki. Jeden dobry sezon, a potem tylko trzy podia
Sprawa wykracza daleko poza kwestie sportowe. Choć już tu trudno go ocenić w pełni pozytywnie – w trakcie trzech lat pracy tylko pierwszy sezon wyszedł Austriakowi dobrze. Wtedy Piotr Żyła został mistrzem świata w Planicy, a Dawid Kubacki przywiózł stąd brązowy medal. Ten drugi był też wówczas trzecim zawodnikiem Turnieju Czterech Skoczni i czwartym w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Teraz w Planicy Thurnbichler żegna się z dotychczasową rolą głównie po tym, co działo się przez dwie kolejne zimy.
Polska kadra uzbierała w tym czasie tylko trzy miejsca na podium – rok temu w Lahti i Planicy zajął je Aleksander Zniszczoł, a teraz ponownie w Lahti Paweł Wąsek. Poza tymi wynikami forma polskich skoczków była bardzo słaba. Zwłaszcza w przypadku doświadczonych zawodników, którzy przez lata dostarczali nam ogrom sukcesów, a teraz często nie punktowali w konkursach Pucharu Świata czy nawet się do nich nie kwalifikowali. To mocno obciąża konto Thurnbichlera, który był odpowiedzialny za wyniki całej kadry.
Choć na początku i we współpracy z konkretnymi zawodnikami Thurnbichler pokazał swój trenerski potencjał, to na koniec ogół wyników zupełnie go nie broni.
Słowa Wąska z Planicy mówią wszystko. Choć jeszcze przed MŚ starał się gasić ten pożar
Jednocześnie warto spojrzeć na sprawę szerzej – na to, kto realnie zaufał Thurnbichlerowi i otwarcie z nim współpracował. W pełni robił tak w zasadzie jedynie Paweł Wąsek. I u niego przyszły efekty tej pracy: najlepsza zima w karierze zwieńczona pierwszym podium i naprawdę dobrymi wynikami. Reszta zawodników nie potrafiła zaufać Austriakowi, ani on nie potrafił zdobyć ich zaufania. Z jednymi czasem rozumiał się lepiej, z innymi gorzej, ale zbyt wielu miało zastrzeżenia do współpracy ze szkoleniowcem, żeby ten mógł pozostać w kadrze.
Najlepiej podsumował to w czwartek w Planicy Wąsek. – Wiadomo, bardzo dobrze mi się trenowało z Thomasem i na pewno chciałbym kontynuować tę pracę. Z drugiej strony, jeżeli team ma być z tego niezadowolony, poszczególni zawodnicy, to nie będzie funkcjonowało. Tak że, co będzie, to będzie. Zobaczymy – mówił lider polskiej kadry.
Jednocześnie ten sam skoczek, gdy dziennikarze, w tym Sport.pl, sugerowali, że w kadrze nie wszystko gra i zawodnicy nie rozumieją się z Thurnbichlerem, próbował gasić pożar i uspokajał przed mistrzostwami świata w Trondheim, że wszystko jest w porządku. – Nie widzę problemu w kadrze. Wydaje mi się, że każdy ma bardzo duże zaufanie do tego trenera. Wiadomo, gdzieś jak coś nie idzie, jak te wyniki nie są takie jak się oczekuje, to w głowie pojawia się bardzo dużo myśli, pytań i wtedy na bieżąco po takim nieudanym konkursie gdzieś tam w wywiadach niestety różne rzeczy przychodzą do głowy. Czasem powie się coś, czego się później żałuje. I media lubią to po prostu wszystko podbić, zrobić z tego aferę. Więc też my to inaczej odbieramy. Ja nie widzę, żeby były jakieś zgrzyty w kadrze. Wszyscy pracują bardzo skrupulatnie i wykonują to, co trener każe. Więc ja nie widzę w ogóle problemu w kadrze – mówił Wąsek w “Misji Sport” w Onecie. Dziś te słowa zestawione z tym, jak Wąsek wygadał się o okolicznościach odejścia Thurnbichlera z polskiej kadry, brzmią dość wymownie.
PZN nie mógł sobie pozwolić na powtórkę sprzed trzech lat. Ale zmiana trenera rok przed igrzyskami dziwi
Wydaje się, że to kiedyś musiało tak się skończyć. W skokach nie ma miejsca na półśrodki. A w niefunkcjonującym systemie łatwiej wymienić trenera czy zmienić układ sił w sztabie szkoleniowym niż później mieć konflikt z zawodnikami. PZN już raz przeżył to, gdy zatrudniał Thurnbichlera, a zwalniał Michala Doleżala w 2022 roku wbrew woli skoczków. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. I zmienił też sposób komunikowania decyzji – z rozmów w studiu telewizyjnym pod skocznią na konferencję prasową poza zawodami. Wszystko po to, żeby ograniczyć negatywne skutki tego, co może się wydarzyć w kolejnych godzinach.
Związek zawsze powinien działać w ich interesie, to jasne. Z tym też musiał liczyć się Thurnbichler. Już przed sezonem układ, na jaki zgodził się Thurnbichler, był dość dziwny. W końcu pomimo tego, że on rządził, to każdy tak naprawdę trenował w tej kadrze z kimś innym, kimś, kto jemu odpowiada. Tak poukładane systemy zawsze, prędzej czy później, runą.
Ale no właśnie – “prędzej czy później”, “kiedyś musiało się tak stać”. Bo po stronie PZN zastanawia timing tej decyzji: mamy niecały rok do igrzysk olimpijskich i wielkie zmiany w polskich skokach w takim momencie mogą dziwić, wprowadzać spore zamieszanie. To bardzo nerwowy ruch, a przeprowadzanie ich tuż przed najważniejszą imprezą czterolecia zawsze wprowadza niepokój. I stawia pod znakiem zapytania to, czy Thurnbichlera nie można było zostawić jeszcze na rok, a rewolucji w polskich skokach przeprowadzić dopiero po igrzyskach.
Wielu stwierdzi, że to zmiana dla zmiany. Widać jednak, że PZN kierował się przede wszystkim zdaniem zawodników. Większość z nich zapewne chciała przed igrzyskami coś zmienić i obecny układ już im nie odpowiadał. Każda decyzja związku jest teraz podwójnie ryzykowna i niepewna. Choć działacze odpowiedzieliby pewnie, że równie niepewna, jak pozostawienie Thurnbichlera i liczenie na to, że coś się zmieni.
Thurnbichler nie jest odpowiedzialny za pełnię kryzysu polskich skoków. Ale już dawno stracił kontrolę
To nie tak, że Thurnbichler jest odpowiedzialny za wszystko, co złe w polskich skokach. Już dawno stracił jednak kontrolę nad swoim zespołem i nie umiał się porozumieć z większością zawodników. Choć z jednym, który potrafił z nim dobrze pracować, potrafił dojść do dobrych wyników, to prowadzenie tak dużej kadry w świecie skoków jak ta w Polsce, wiąże się z czymś więcej.
Miał swoje zalety, pozytywne aspekty pracy, którymi było choćby większe skupienie na młodszych skoczkach, a nie starszyźnie kadry, ale to nie wystarczyło, żeby utrzymać swoje stanowisko. Jego kadencji nie ocenimy w pełni negatywnie, ale zasada jest prosta – kto w Polsce nie ma wyników i nie potrafi się porozumieć z gwiazdami swojej kadry, ten w niej na długo nie pozostanie. Choćby Thurnbichler był największą gwiazdą młodego pokolenia na trenerskim rynku, nie obroni się, gdy zostaje skreślony w oczach własnych zawodników.
Austriak sam zgodził się na taki układ i teraz poniósł tego konsekwencje. Pewnie, że nie jest w pełni odpowiedzialny za kryzys polskich skoków. Jednak najpierw został jego twarzą, a teraz ofiarą.