Bolesna lekcja dla Kewina Sasaka. W starciu z Włochami zderzył się z siatkarską rzeczywistością
Kewin Sasak, jeden z bohaterów pierwszego turnieju tegorocznej Ligi Narodów, tym razem musiał przełknąć gorzką pigułkę. W przegranym 2:3 meczu z reprezentacją Włoch atakujący nie był w stanie nawiązać do swojej wcześniejszej formy. Ani wskazówki trenera Nikoli Grbicia, ani wsparcie od klubowego kolegi Marcina Komendy nie pomogły — Włosi bezlitośnie obnażyli jego braki.
Dla kibiców ten występ mógł budzić niepokojące skojarzenia z pamiętną wypowiedzią Łukasza Kaczmarka po finale Ligi Mistrzów w 2023 roku. Siatkarz Zaksy ze łzami w oczach stwierdził wówczas: „Wygraliśmy bez atakującego”. W środę można było odnieść wrażenie, że Biało-Czerwoni też przez długie momenty grali bez ataku, bo forma Sasaka zdecydowanie odbiegała od oczekiwań.
Twarde zderzenie z rzeczywistością
Warto zaznaczyć, że dla Sasaka to dopiero pierwszy sezon w kadrze, więc z ostatecznymi osądami należy się wstrzymać. Niemniej jego wcześniejsze występy rozbudziły ogromne nadzieje. Zachwycał nie tylko w klubie, gdzie z Bogdanką LUK Lublin zdobył sensacyjne mistrzostwo Polski, ale też w trakcie pierwszego turnieju LN w Chinach. Wówczas był objawieniem — grał z pewnością siebie, dynamiką i skutecznością, która dziś wydaje się odległa.
Tym razem jednak trafił na bardzo trudnych rywali. Włosi, aktualni mistrzowie świata, przyjechali do Chicago w niemal najmocniejszym zestawieniu. Polska wystawiła skład rezerwowy, bo większość liderów przygotowuje się w Spale do igrzysk. Sztuczna inteligencja dawała 63% szans na wygraną Italii — i jak się okazało, algorytm się nie mylił.
Grbić przed meczem zapowiadał, że będzie to trudny test. — To może nam pomóc wejść na wyższy poziom — mówił w rozmowie z Polsatem Sport. Rzeczywistość pokazała, że to raczej włoscy siatkarze pokazali, gdzie aktualnie znajduje się kadra B.
Zabrakło skuteczności, wsparcie nie wystarczyło
Już po pierwszym secie przy nazwisku Sasaka widniała niepokojąca statystyka — zaledwie 11 procent skuteczności w ataku. W drugiej partii poprawił się tylko nieznacznie (18%), a przebudzenie, którego wszyscy wyczekiwali, nie nadeszło. Na skrzydłach odpowiedzialność wzięli na siebie Kamil Semeniuk i Artur Szalpuk, którzy w wielu momentach ratowali sytuację.
Komenda, znający Sasaka z gry klubowej, wielokrotnie posyłał do niego piłki — czasami nawet po kilka razy w jednej akcji. Niestety, rywale często go blokowali lub podbijali. Trener Grbić nie ukrywał irytacji. Na ławce kilkakrotnie udzielał atakującemu wskazówek, a w pewnym momencie pomocną dłoń wyciągnął też Aleksander Śliwka, który dołączył do kadry w ostatniej chwili po kontuzji Rafała Szymury.
Mimo starań, Sasak zakończył mecz z 12 punktami i zaledwie 29-procentową skutecznością. Grał niemal cały mecz, z wyjątkiem krótkiego fragmentu w pierwszym secie.
Włosi bawili się siatkówką, Sasak walczył z murem
Po drugiej stronie siatki błyszczeli Simone Giannelli i Alessandro Michieletto, którzy momentami sprawiali wrażenie, jakby bawili się grą. Sasak z kolei wyglądał, jakby próbował przebić głową betonowy mur.
Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko chwilowa zadyszka. Sasak już nie raz pokazywał, że potrafi wyciągać wnioski i wracać mocniejszy. Kolejną okazję do rehabilitacji dostanie prawdopodobnie już w kolejnym spotkaniu w Chicago, tym razem przeciwko Kanadzie. Dla 28-letniego atakującego to szansa, by udowodnić, że jego świetna forma z Lublina i Chin nie była przypadkiem.