Wszyscy się boją po tym, co stało się ze Świątek. Niebezpieczny proceder
– Podchodzę do tego bardzo ostrożnie, bo widzę, jak cienka jest granica, gdzie możemy mieć kłopoty przez bardzo przypadkowe rzeczy – mówi Sport.pl Jan Zieliński, komentując sprawę pozytywnego wyniku testu na doping Igi Świątek. Dwukrotny mistrz wielkoszlemowy w mikście wspomina o fali zanieczyszczeń leków i suplementów oraz szalonej metodzie unikania takich wpadek. Spytaliśmy go też…
– Podchodzę do tego bardzo ostrożnie, bo widzę, jak cienka jest granica, gdzie możemy mieć kłopoty przez bardzo przypadkowe rzeczy – mówi Sport.pl Jan Zieliński, komentując sprawę pozytywnego wyniku testu na doping Igi Świątek. Dwukrotny mistrz wielkoszlemowy w mikście wspomina o fali zanieczyszczeń leków i suplementów oraz szalonej metodzie unikania takich wpadek. Spytaliśmy go też o kontrowersyjne słowa prezesa PKOl Radosława Piesiewicza.
Rok temu tytuł wielkoszlemowy wciąż pozostawał w sferze marzeń Jana Zielińskiego, a na koniec sezonu 2024 miał na koncie już dwa. Oba zdobył w będącym dla niego dodatkiem do debla mikście. Marzył też o debiucie olimpijskim, ale ten nie doszedł do skutku z powodu poważnej kontuzji Huberta Hurkacza, który miał mu partnerować. W przyszłym roku 28-latek z Warszawy będzie celował w wielkoszlemowy triumf w deblu, ale już z innym partnerem niż dotychczas. Opowiada teraz Sport.pl o rozstaniu z Hugo Nysem i nawiązaniu współpracy z Sanderem Gille, komentuje głośne sprawy Igi Świątek i Jannika Sinnera dotyczące pozytywnych wyników testów na doping oraz wskazuje stosowane przez siebie środki ostrożności.
Agnieszka Niedziałek: Niedługo wrócisz do Australii, w której niespełna rok temu wywalczyłeś pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Potem razem z Su-Wei Hsieh triumfowaliście także w Wimbledonie, a w Roland Garros dotarliście do półfinału. W zbliżającym się sezonie znów połączycie siły?
Jan Zieliński: W mikście wspólne występy dogadywane są zwykle na bieżąco, w tygodniach poprzedzających turnieje wielkoszlemowe. Nie ustala się tego z większym wyprzedzeniem. Jest kilka par, które grają razem dosłownie każdy taki turniej, a reszta się miesza. Ale mam wielką nadzieję, że będziemy dalej występować z Su-Wei. Już nieraz wspominałem w wywiadach, że nie utrzymujemy kontaktu na co dzień, każde z nas żyje wtedy w swoim świecie. Będziemy więc pewnie rozmawiać o tym, gdy już oboje dotrzemy do Australii. Ale zakładam, że po tegorocznych sukcesach – jeśli będzie taka chęć z jej strony, bo z mojej jest – to pewnie wystąpimy ponownie razem.
W mijającym roku nie udało ci się spełnić marzenia o igrzyskach. Radosław Piesiewicz liczył, że Hubert Hurkacz poleci do Paryża, odbije przysłowiową kartę i umożliwi ci grę w mikście. Stwierdził, że nie rozumie tego, iż walczący o powrót do zdrowia po kontuzji gracz nie zdecydował się na ten wariant. Prezesowi PKOl zarzucano potem w środowisku tenisowym zachęcanie do działania niezgodnego z duchem fair play. Dla ciebie to była trudna sytuacja. Jak sam odebrałeś te słowa działacza?
Każdy ma swoją opinię i ma prawo myśleć, co chce. Pan prezes wypowiedział się tak, jak się wypowiedział. Ja zawsze się kierowałem dobrem Huberta i jego powrotem do zdrowia. Widziałem na żywo, jak doznał tej kontuzji. Utrzymywałem potem z nim cały czas kontakt. Nie był w stanie wystąpić w Paryżu i do końca roku skutki tego urazu go nękały – nie był w stanie dokończyć niektórych meczów albo musiał rezygnować ze startów. Mogę jedynie powiedzieć, że trzymam kciuki, by wrócił w pełni zdrowy i znów był w Top10, w której jest jego miejsce.
Oglądałeś te igrzyska czy byłoby to zbyt bolesne skoro samemu nie było ci dane wystąpić?
Oglądałem i dopingowałem wszystkich polskich sportowców. Cieszę się z dorobku medalowego, który przywieźliśmy, choć liczyłem, że będzie jeszcze większy. Mam nadzieję, że za cztery lata będę mógł dołożyć do niego swoją cegiełkę.
Wróćmy jeszcze do ostatniego sezonu tenisowego, w którym bardzo głośno było o pozytywnych wynikach testów na obecność dopingu Igi Świątek i Jannika Sinnera. U obojga wykryto śladowe ilości zakazanych substancji. Brak kary lub jej symboliczny wymiar i sam przebieg postępowania na tle innych spraw niektórzy w środowisku uznali za kontrowersyjny. Jakie jest twoje zdanie?
Sam jestem bardzo uważny i bardzo mocno zwracam uwagę na to, co spożywam – jakie suplementy i leki. Zawsze pięć razy się upewniam. Dzwonię do osób, które są odpowiedzialne za zaaprobowanie leków i podanie mi informacji, czy ten konkretny jest bezpieczny. Stosuję preparaty, które znam oraz przyjmuję od lat i nigdy nie było z nimi problemów. Choć, jak widać po przypadku Igi, nie zawsze możemy mieć tę pewność. Podchodzę do tego bardzo ostrożnie, bo widzę, jak cienka jest ta granica, gdzie możemy mieć kłopoty przez bardzo przypadkowe rzeczy.
By uniknąć problemów wynikających z zanieczyszczenia w teorii trzeba byłoby wysyłać wcześniej wszystkie stosowane preparaty do badania.
Teoretycznie tak. To szalona metoda, która jest rekomendowana zawodnikom.
W praktyce trudno to stale robić.
Dokładnie. Wcześniej dotyczyło to Kamila [Majchrzaka – red.], a potem Igi. Sprawa Sinnera nie dotyczy zanieczyszczenia – u niego było napisane na maści, że zawiera steryd [Włoch argumentował, że zakazana substancja dostała się do jego organizmu poprzez masaże, a on nie wiedział, iż jego fizjoterapeuta stosował wspomnianą maść na skaleczony palec – red.]. To inna kwestia. Zanieczyszczenia są – niestety – częste, bo dużo firm robi masówki. Sprzedają coraz większe nakłady swoich produktów i używają tych samych maszyn oraz tych samych fabryk, które są wykorzystywane do produkcji środków zabronionych w sporcie. Trzeba bardzo uważnie sprawdzać, z czego się korzysta. Na ile te firmy są sprawdzone, testowane i czy każda partia preparatu była testowana.
Eksperci z zakresu antydopingu podkreślają, że leki podlegają większym restrykcjom niż suplementy i stąd sportowcy muszą być świadomi, że stosując te drugie są bardziej narażeni na ryzyko. Ale też pamiętam, jak Kamil Majchrzak czy Hubert Hurkacz mówili mi, że jeśli chce się rywalizować na najwyższym poziomie w tenisie, to bez suplementów się nie obędzie.
Jak widzimy, do jakich przeciążeń dochodzi na korcie, w jakich temperaturach musimy czasem grać oraz jaki to wysiłek dla organizmu i układu nerwowego, to jasne jest, że bez suplementowania możemy doprowadzić do dużych zniszczeń. To oznaczałoby brak energii, złe wyniki badań, złe wyniki na korcie, gorszą dyspozycję i spadek w rankingu, a to skutkuje kolejnymi krytycznymi komentarzami na nasz temat. Musimy się więc wspomagać. Oczywiście, w legalny sposób – witaminami i suplementami – na tyle, na ile możemy. Bo tracimy tych cennych składników o wiele więcej niż tzw. zwykli ludzie na co dzień.
W tenisie funkcjonuje tzw. biała lista, która zawiera rekomendowane preparaty. Korzystasz z nich?
Mam jeden czy dwa izotoniki, które stosuję podczas meczów. Wiem, że są sprawdzone. Do tego minerały i witamy, które biorę rano i wieczorem. U mnie to nie jest długa lista – dosłownie na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć spożywane preparaty i w przypadku kontroli antydopingowej zawsze wszystkie wypisuję. Stosuję je od lat i nigdy nie miałem z nimi problemu. Choć Iga stosowała melatoninę od pięciu lat, a nagle jedna partia okazała się zanieczyszczona. Każda kontrola jest swego rodzaju stresem i czekamy na wiadomość, że wynik badania był negatywny. Bo – jak widzimy – w dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.