Wyrzucili Polaków z ich królestwa na MŚ. Brutalne obrazki
Już dawno tak bezradnie nie oglądało się konkursu skoków na mistrzostwach świata z polskiej perspektywy. Przez sześć lat Polacy królowali na normalnej skoczni, zdobyli tu trzy złote medale z rzędu. Tym razem ich skoki były tłem dla rywalizacji o podium. Oglądanie takich obrazków w Trondheim było brutalne i bolesne. W 2019 roku Dawid Kubacki wygrywał…
Już dawno tak bezradnie nie oglądało się konkursu skoków na mistrzostwach świata z polskiej perspektywy. Przez sześć lat Polacy królowali na normalnej skoczni, zdobyli tu trzy złote medale z rzędu. Tym razem ich skoki były tłem dla rywalizacji o podium. Oglądanie takich obrazków w Trondheim było brutalne i bolesne.
W 2019 roku Dawid Kubacki wygrywał przed Kamilem Stochem w Seefeld. Dwa lata później w Oberstdorfie Piotr Żyła pierwszy raz został mistrzem świata, a na następnych MŚ w Planicy dołożył kolejny tytuł. Niestety, na tym koniec tej pięknej serii. W Trondheim Polacy zostali ze swojego królestwa – podium na normalnej skoczni podczas mistrzostw świata – wyrzuceni.
Polacy byli tłem dla walki o medale. Takiego konkursu dawno nie przeżyliśmy
Dziesiąte miejsce Pawła Wąska uratowało inną statystykę. Gdyby nie on, pierwszy raz od 1999 roku Polaka nie byłoby w najlepszej dziesiątce zawodów na mniejszym z obiektów na mistrzostwach. Takiego wyniku w XXI wieku na razie nie było i na szczęście co najmniej do 2027 roku i zawodów w Falun w Szwecji jeszcze nie będzie. Ale trudno zadowolić takim rezultatem taką potęgę skoków, którą stała się Polska.
Polacy w “10” mistrzostw świata na normalnej skoczni:
– Lahti 2001: 1. Adam Małysz
– Predazzo 2003 – 1. Adam Małysz
– Oberstdorf 2005 – 6. Adam Małysz
– Sapporo 2007 – 1. Adam Małysz
– Liberec 2009 – 4. Kamil Stoch
– Oslo 2011 – 3. Adam Małysz, 6. Kamil Stoch
– Predazzo 2013 – 8. Kamil Stoch
– Falun 2015 – 8. Jan Ziobro
– Lahti 2017 – 4. Kamil Stoch, 5. Maciej Kot, 8. Dawid Kubacki
– Seefeld 2019 – 1. Dawid Kubacki, 2. Kamil Stoch
– Oberstdorf 2021 – 1. Piotr Żyła, 5. Dawid Kubacki
– Planica 2023 – 1. Piotr Żyła, 5. Dawid Kubacki, 6. Kamil Stoch
– Trondheim 2025 – 10. Paweł Wąsek
Takiego konkursu jak ten w Trondheim dawno przecież nie przeżyliśmy – chyba od MŚ w Libercu w 2009 roku, z których polskie skoki wróciły bez medalu, jedyny raz w XXI wieku. Żeby biernie patrzeć, jak inni odlatują, kiedy Polacy stanowią tło rywalizacji? Tej i poprzedniej zimy już trochę się do tego przyzwyczailiśmy. Ale z drugiej strony to właśnie na wielkiej imprezie, przy walce o medale, to boli jeszcze bardziej.
Taki obrazek jest wręcz brutalny dla skoczków, kibiców i mediów z kraju przyzwyczajonego do zajmowania miejsc w czołówce. Skoczkowie zawsze cieszyli się na zeskoku i czekali na ceremonię kwiatową, a potem medalową w centrum miasta. Kibice emocjonowali się przebiegiem zawodów, a potem świętowali razem z zawodnikami. A dziennikarze czekali do samego końca w strefie mieszanej, rozmawiając długo o sukcesach, a nie krótko o rozczarowaniach.
To w wyniku Polaków w Trondheim jest najgorsze
Najgorsze, że rezultaty Polaków osiągnięte w niedzielnych zawodach same w sobie paradoksalnie nie były aż takie złe. Zwłaszcza względem poprzednich dni rywalizacji w Trondheim. Wydawało się, że może być jeszcze gorzej i obawialiśmy się, że niektórzy skoczkowie kadry Thomasa Thurnbichlera nie awansują nawet do drugiej serii. Ostatecznie skakała w niej cała piątka – poza dziesiątym Wąskiem, 19. był Dawid Kubacki, 20. Piotr Żyła, 28. Aleksander Zniszczoł, a 29. Jakub Wolny.
Trzeba sobie powiedzieć jasno: Polacy skoczyli na poziom, który obecnie prezentują. To nie były ich najlepsze skoki, ale też nie najgorsze. I być może dla tego trudno to zaakceptować. Na mistrzostwach świata przeciętność boli najbardziej. A w szerszym ujęciu te wyniki są właśnie w najlepszym razie przeciętne. Jeśli nie słabe, niewystarczające i z wyraźnym niedosytem.
. Trener Polaków stara się szukać pozytywów, chociaż widać, że jemu też te słowa ciężko przechodzą przez gardło. Przed sezonem postawił sobie cel: żeby z Trondheim wrócić z medalem. I po normalnej skoczni wiemy, że on się mocno oddalił. Choć od samego początku tej zimy myśli o jego realizacji były bardzo optymistyczne.
Życiowy wynik Wąska na MŚ. “Nic nie uciekło”
Teraz Thurnbichlerowi, skoczkom i nam wszystkim pozostała nadzieja w dużej skoczni i w tym, że coś może się jeszcze odmienić. To złudne – w takim wypadku liczymy przecież głównie na problemy rywali albo loteryjne warunki. Bo w kilka dni przeskoczyć na poziom walki o medale tylko na bazie własnej formy jest bardzo trudno. To trzeba byłoby rozpatrywać niemalże w kategoriach cudu.
– Myślę, że teraz jest wyjątkowo ważne, żeby zebrać pozytywne aspekty i odczucia z całego dnia, żeby odpowiednio postarać się o poprawę na dużej skoczni. Mamy jeszcze trzy konkursy – wskazuje Thurnbichler.
Paweł Wąsek został zapytany, czy wątek Mariusa Lindvika, który do niedzielnych zawodów prezentował się nieźle, ale to w nich odpalił i dość niespodziewanie został mistrzem świata, może przełożyć się podobnie na wynik w jego sytuacji. W końcu Polak wielokrotnie był na podobnych lub lepszych pozycjach niż Norweg w tym sezonie. – Formę “okej” ma tu wielu zawodników, więc tu trzeba czegoś więcej niż tylko okej. Zobaczymy, postaram się dać z siebie wszystko, co potrafię i zobaczymy, co z tego wyjdzie – ocenia skoczek.
Dla niego i tak dziesiąte miejsce z niedzieli to życiowy wynik na mistrzostwach świata. Startował dotąd tylko raz – na normalnej skoczni w Planicy był 16. i teraz przebił ten wynik. – Myślę, że na pewno to mnie może podbudować. Szczególnie po treningach, które nie wyglądały tu najlepiej. Fajnie, że te zawody jednak udało się w tej dziesiątce zakończyć i mam tę świadomość, że to nic nie uciekło, że ta czołówka jest dalej w zasięgu – zapewnia Wąsek.
Zniszczoł był zły, winił warunki. Thurnbichler wyjaśnił, gdzie mógł popełnić błąd
Dla reszty zawodników wyniki z normalnej skoczni trudniej będzie przełknąć. Zwłaszcza 28. miejsce Aleksandrowi Zniszczołowi, który po pierwszej serii był najwyżej z Polaków, na 11. pozycji. Po zawodach mówił, że według niego skok z finałowej rundy nie był taki zły, a nie czuł pod nartami wiatru, który nagle ucichł. – Byłem bardzo zły po tym skoku, bo na moje czucie nie powiedziałbym, że był zły. To był pierwszy skok, gdzie tutaj za bulą nie poczułem żadnego parcia pod nartami i było mi z tego ciężko w ogóle cokolwiek zrobić – opisuje.
Thomas Thurnbichler widział, że na gorszy wynik Zniszczoła złożyły się zarówno warunki, jak i to, co zrobił sam skoczek. – Zgaduję, że chciał włożyć w ten skok nieco więcej siły, więc stracił balans w pozycji, ona się obniżyła i skok był przeciągnięty. Do wszystkiego wmieszały się jednak także naprawdę trudne warunki. Wyglądało to na skok, którym za bardzo chcesz się poprawić z 11. miejsca na mistrzostwach świata – diagnozuje szkoleniowiec. Widzi jednak w Zniszczole szanse dla Polaków na dużej skoczni. – To był dla niego ważny trening przed przenosinami na duży obiekt. Ogółem widzę progres w jego skokach i oby to miało dobry skutek – dodaje Austriak.
Mistrz świata z Seefeld Dawid Kubacki też mógł być nieco zawiedziony. Choćby po tym, że na treningach dawał nadzieję na lepsze rezultaty. – Nadzieja nadzieją. Wiedzieliśmy, że tutaj warunki będą zmienne, że może być różnie. Dlatego podszedłem do tego w ten sposób, że po prostu idę zrobić swoje najlepiej, jak potrafię w tym momencie. Jak trochę się poszczęści z warunkami, może być ponadprzeciętnie dobrze. Jak się nie poszczęści, to będzie albo okej, albo ponadprzeciętnie źle – mówi Kubacki. A wyszło mu chyba po prostu średnio.