Jasmine Paolini niespodziewanie ograła Igę Świątek w Wuhan aż 6:1, 6:2. – Jeśli ktoś ją kiedyś spyta o najlepszy mecz w życiu, to jest spore prawdopodobieństwo, że wskaże właśnie ten – mówi WP Żelisław Żyżyński i wskazuje jeden nieoczywisty aspekt.
Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał. Podczas ćwierćfinału turnieju rangi WTA 1000 w Wuhan Iga Świątek mierzyła się z Jasmine Paolini. Włoszka kompletnie zdominowała rywalkę na korcie. Polka kompletnie nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na kapitalną postawę swojej przeciwniczki. W efekcie to Włoszka wygrała 6:1, 6:2.
– Jestem zaskoczony porażką Igi, bo była faworytką. Sztuczna inteligencja przed meczem dawała aż 83 proc. szans na wygraną Polki – mówi Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+Sport, który komentował to spotkanie razem z Joanną Sakowicz-Kostecką.
ZOBACZ WIDEO: Co za gol w Polsce. To nagranie po prostu trzeba zobaczyć
– Od razu powiedzieliśmy, że to nie mogą być aż takie proporcje, lecz bardziej 60:40. Iga nie zaprezentowała się na swoim poziomie, a poza jednym gemem Włoszka zagrała rewelacyjnie. Jeśli ktoś ją kiedyś spyta o najlepszy mecz w życiu, to jest spore prawdopodobieństwo, że wskaże właśnie ten – dodaje nasz rozmówca.
Tłumaczy, że Świątek w ćwierćfinale zagrała poniżej swoich możliwości. Podkreśla, że to jej konkurentka zaprezentowała się ze znakomitej strony.
– Nie widziałem aż tak dobrze grającej Paolini w meczu z taką rywalką. Praktycznie się nie myliła. Na końcu meczu statystyki pokazały tylko trzy niewymuszone błędy, ja naliczyłem osiem. Tylko osiem! Przeciwko Świątek to się nie zdarza. Włoszka zagrała absolutnie kosmiczny mecz – mówi Żyżyński.
To mogło mieć wpływ na grę Igi? “Rywalki w większości odpuściły”
Dziennikarz zwraca jednak uwagę na to, że dla Igi Świątek ten sezon był ekstremalnie wyczerpujący. To też mogło mieć wpływ na dość słabą postawę w piątkowym meczu.
– To nie był dzień Igi. Polka jest bardzo zmęczona tym sezonem, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Za mało się o tym mówi, że tych spotkań jest po prostu za dużo. To był jej 76. mecz w tym sezonie – ocenia Żyżyński.
Dzięki wygranej w Wimbledonie oraz turnieju rangi WTA 1000 W Cincinnati Świątek miała jeszcze szansę, by dogonić Arynę Sabalenkę w wyścigu o pozycję numer jeden światowego rankingu. Dlatego końcówka sezonu wyglądała u niej bardziej intensywnie niż u większości przeciwniczek.
– Iga pojechała też do Seulu, bo chciała podgonić Sabalenkę, a jej rywalki w większości opuściły ten turniej. Po przegranym meczu z Navarro w Pekinie już miała świadomość, że jej raczej nie dogoni. W takim wypadku trudno wykrzesać energię już pod sam koniec sezonu – tłumaczy nasz rozmówca.
Świątek podciąć skrzydła mogły także wyniki innych piątkowych meczów. Z kolei Jasmine Paolini cały czas walczy o miejsce w czołowej ósemce rankingu WTA Race, która pozwoliłaby się jej zakwalifikować do turnieju WTA Finals w Rijadzie.
– W zasadzie po wygranej Sabalenki z Rybakiną w piątek rano losy numeru 1 na koniec sezonu się rozstrzygnęły. Z Igi mogło zejść powietrze, a Paolini wciąż walczyła o wejście do WTA Finals. Miała więc ogromną motywację i to było widać na korcie – ocenia Żyżyński.
To jeszcze nie koniec. Pozytywny sygnał?
Dla Igi to już prawie koniec sezonu. Polka za trzy tygodnie weźmie udział w turnieju WTA Finals w Rijadzie, w którym wystąpi osiem najlepszych zawodniczek sezonu. Świątek wprawdzie nie ma już szans na odzyskanie pozycji numer 1 w rankingu, ale może odrobić część strat do Aryny Sabalenki, która będzie broniła sporej liczby punktów na początku przyszłego roku.
– Ta długa przerwa to delikatny plus. Wiadomo, dobrze by było lecieć do Rijadu po wygranym turnieju w Wuhan. Z drugiej strony, będzie miała trochę czasu na odpoczynek, nawet drobny reset. WTA Finals to będzie zupełny inny turniej i mam głębokie przekonanie, że porażka z Paolini nie będzie miała wpływu na grę Igi w Arabii Saudyjskiej – podsumowuje Żelisław Żyżyński.
Turniej WTA Finals w Rijadzie odbędzie się w dniach 1-8 listopada.