Zdradził Polskę”. Awantura polityków PiS i KO o reprezentanta
„Zdrajca” znów dzieli Polaków. Polityczna awantura o Wilimowskiego i Macieja Rybusa Postać Ernsta Wilimowskiego, jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki nożnej, znów wywołała gorącą dyskusję. Jego losy po raz kolejny podzieliły opinię publiczną, a także polityków, którzy nie szczędzą sobie ostrych słów. W tle pojawia się także nazwisko Macieja Rybusa, choć kontekst obu…
„Zdrajca” znów dzieli Polaków. Polityczna awantura o Wilimowskiego i Macieja Rybusa
Postać Ernsta Wilimowskiego, jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki nożnej, znów wywołała gorącą dyskusję. Jego losy po raz kolejny podzieliły opinię publiczną, a także polityków, którzy nie szczędzą sobie ostrych słów. W tle pojawia się także nazwisko Macieja Rybusa, choć kontekst obu przypadków jest zupełnie inny, łączy je jedno – określenie „zdrajca”.
Punktem zapalnym stała się sprawa grobu Wilimowskiego w niemieckim Karlsruhe. Kibice Ruchu Chorzów z Niemiec, od lat opiekujący się miejscem pochówku legendarnego zawodnika, zaapelowali o pomoc w ekshumacji i przeniesieniu jego szczątków. Cmentarz planuje bowiem likwidację części grobów, w tym miejsca spoczynku Wilimowskiego. Koszt przedsięwzięcia oszacowano na kilkadziesiąt tysięcy euro, co pokazano w materiale opublikowanym na kanale Ruch TV w serwisie YouTube.
Wilimowski – postać niejednoznaczna
W sprawę zaangażował się europoseł Koalicji Obywatelskiej Łukasz Kohut, który publicznie wezwał do godnego upamiętnienia byłego reprezentanta Polski. Przypomniał jego zasługi dla polskiej piłki: 22 mecze w kadrze, 21 goli, w tym legendarne cztery trafienia w meczu z Brazylią na MŚ w 1938 roku. Polska przegrała wtedy po dogrywce 5:6 i odpadła w 1/8 finału, ale występ Wilimowskiego przeszedł do historii futbolu.
Jednak życie sportowca to nie tylko sukcesy na boisku. Po wybuchu II wojny światowej i zajęciu Górnego Śląska przez III Rzeszę, Wilimowski – wówczas zawodnik Ruchu – podpisał volkslistę, zadeklarował narodowość niemiecką i wstąpił do niemieckiej policji, unikając w ten sposób poboru do Wehrmachtu. Występował również w reprezentacji III Rzeszy, w której rozegrał osiem meczów i strzelił 13 goli. W jednym spotkaniu z Szwajcarią zdobył cztery bramki, w innym – trzy przeciwko Finlandii.
Polityczne emocje wokół przeszłości
To właśnie ta część biografii Wilimowskiego wzbudziła największe emocje, szczególnie po prawej stronie sceny politycznej. Wpisy Kohuta spotkały się z ostrą krytyką, nie tylko ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale także niektórych środowisk lewicowych. W sieci pojawiły się komentarze, w których zarzuca się posłowi KO próbę gloryfikowania osoby, która w czasie wojny stanęła po stronie okupanta.
Poseł PiS Paweł Jabłoński posunął się nawet do powiązania działań Kohuta z kandydatem KO na prezydenta, Rafałem Trzaskowskim. W wypowiedzi cytowanej przez portal Wpolityce.pl stwierdził, że Kohut broni „człowieka, który w 1939 roku zdradził Polskę, grał w koszulce ze swastyką i brał pieniądze od Niemców, podczas gdy jego koledzy z polskiej kadry byli mordowani przez tych samych Niemców”.
Historia, która wymaga niuansów
Postać Wilimowskiego wymyka się jednoznacznym ocenom. Dla wielu Ślązaków decyzja o podpisaniu volkslisty była sposobem na przeżycie, uniknięcie represji czy deportacji. Warto przypomnieć, że nawet rząd II RP na uchodźstwie zalecał podpisywanie deklaracji narodowości niemieckiej, by chronić mieszkańców Śląska przed wynarodowieniem. Podobnie postępował katolicki biskup katowicki Stanisław Adamski, który – choć sam nie podpisał volkslisty – namawiał wiernych do tego kroku, chcąc uchronić ich przed prześladowaniami.
Trzeba przy tym pamiętać, że Adamski sam został przez Niemców deportowany i w czasie Powstania Warszawskiego niósł posługę duszpasterską w stolicy. Przypadek Wilimowskiego należy więc rozpatrywać w kontekście ówczesnych realiów – złożonych, trudnych i pełnych moralnych dylematów.
A Rybus? Tu Kohut nie był już tak łagodny
W kontekście obrony Wilimowskiego internauci przypomnieli europosłowi Kohutowi jego wcześniejsze słowa pod adresem Macieja Rybusa. Piłkarz, który po rozpoczęciu wojny w Ukrainie zdecydował się pozostać w Rosji, spotkał się z powszechną krytyką. Dla wielu była to zdrada narodowa. Rybus miał dom, rodzinę i zawodowe zobowiązania w Rosji, ale jego wybór odebrano jako brak solidarności z Ukrainą.
Specjalista od wojskowości Jarosław Wolski nie przebierał w słowach: „Jeśli ktoś chce biegać z literą Z na piersi, to niech nie nazywa się Polakiem. Jak ktoś wybiera pieniądze i symbol swastyki XXI wieku, niech stanie się Rosjaninem.” Te ostre słowa wywołały dyskusję, czy nie należałoby również zrozumieć motywacji Rybusa, tak jak próbuje się dziś zrozumieć decyzje Wilimowskiego.
Pamięć zamiast pomnika
Pamięć o Wilimowskim była przez lata systematycznie wymazywana w PRL. O jego wyczynie w 1938 roku mało kto wiedział – media milczały, historia piłkarskich sukcesów zaczynała się od złota olimpijskiego z 1972 roku. Tym bardziej godna poparcia wydaje się inicjatywa kibiców Ruchu, by jego szczątki przenieść w godne miejsce.
Jednak czym innym jest upamiętnienie, a czym innym – gloryfikacja. Wilimowski zasługuje na miejsce w historii polskiego futbolu, ale także na rzetelną ocenę jego życiowych wyborów. Stawianie mu pomników tylko z uwagi na umiejętności piłkarskie byłoby nie na miejscu – zwłaszcza w kontekście cierpienia tych, których bliscy zostali zamordowani przez reżim, któremu służył.