Nie skreślajcie Marca-André ter Stegena. On wie, co robi. Na końcu to Wojciech Szczęsny może zostać z niczym
Jedną z najbardziej niepokojących i zarazem przygnębiających historii tego lata jest saga związana z bramkarzem FC Barcelony, Marciem-André ter Stegenem. Niemiecki golkiper, który w klubie spędził już 11 lat i rozegrał ponad 400 spotkań, nieoczekiwanie stał się celem ataków części kibiców. A przecież to właśnie on jest jedną z ikon współczesnej Barcelony – jeśli chodzi o liczbę występów, zajmuje 11. miejsce w historii klubu, a wśród obcokrajowców nie ma sobie równych.
Zasłużony zawodnik na celowniku
Mimo zasług, doświadczenia i długiego stażu w klubie, ter Stegen stał się w ostatnich tygodniach obiektem bezpardonowej krytyki – głównie w mediach społecznościowych. Powód? Niemiec nie chce odejść, mimo że klubowi bardzo zależy na jego sprzedaży. Barcelona potrzebuje gotówki, by móc zarejestrować zawodników sprowadzonych latem – w tym Joana Garcię i Wojciecha Szczęsnego, którzy według hiszpańskich mediów mają tworzyć nową hierarchię w bramce. Dla ter Stegena miałoby zabraknąć miejsca.
Jednak Niemiec twardo odrzuca taką wizję. Nawet jeśli oznaczałoby to, że przez cały sezon nie rozegra ani jednego meczu, co z kolei może wpłynąć na jego szanse gry na mistrzostwach świata. A mimo to nie zamierza się poddać.
Logika i determinacja
Choć wielu chciałoby go nazwać upartym, w postawie ter Stegena jest żelazna logika. Z perspektywy piłkarza – ma pełne prawo, by zostać. Barcelona sama zaoferowała mu przedłużenie kontraktu zaledwie dwa lata temu, a jego obecna umowa obowiązuje aż do czerwca 2028 roku. To nie on ustalał wysokość swojej pensji – a ta, według doniesień z Hiszpanii, może przynieść mu jeszcze 42 miliony euro w ciągu trzech lat.
Ale to nie tylko pieniądze trzymają Niemca w Katalonii. W marcu rozstał się z żoną, z którą ma dwóch synów. Ter Stegen nie chce, by ewentualny transfer zakłócił jego relacje z dziećmi, które mieszkają w Barcelonie. Dlatego zmiana klubu – i miasta – byłaby dla niego bardzo trudna także z powodów osobistych.
Czas gra na jego korzyść
Każdy dzień uporu może działać na jego korzyść. Choć Barcelona ogłosiła transfery Szczęsnego i Garcii, to jeszcze musi zarejestrować tych zawodników w La Liga. A to wcale nie jest takie pewne. W zeszłym roku tylko dzięki interwencji Najwyższej Rady Sportu udało się zgłosić do gry Daniego Olmo – w przeciwnym razie zostałby odrzucony z powodu naruszenia zasad finansowego fair play.
Teraz sytuacja może się powtórzyć. Klub nadal ma problemy z budżetem, opóźnia się przebudowa Camp Nou, przez co meczowe wpływy będą ograniczone. Do tego sprzedaż zawodników, która miałaby odciążyć budżet, nie idzie zgodnie z planem. Żaden z wysoko opłacanych graczy nie chce odejść, a domniemany transfer Nico Williamsa upadł właśnie dlatego, że Barcelona nie mogła zagwarantować jego rejestracji przed startem sezonu.
Ter Stegen może jeszcze wrócić do bramki
Historia z Williamsem może być dla ter Stegena źródłem nadziei. Jeśli klub nie zdoła zatwierdzić transferów Szczęsnego i Garcii, to właśnie Niemiec – choć dziś marginalizowany – może znów stanąć w bramce Barcelony. To realny scenariusz. La Liga w sierpniu zacznie dokładnie analizować budżety wszystkich klubów, a przy Barcelonie będzie wyjątkowo czujna – pamięta przecież nieprawidłowości z przeszłości, kiedy klub zaksięgował fikcyjne dochody.
Nie byłoby większej ironii losu, niż ta, w której ten sam zawodnik, który przez wielu fanów był już skreślony, uratowałby klub w chwili największego kryzysu.
Marzenie Szczęsnego może się nie ziścić
A wtedy to nie ter Stegen, a Wojciech Szczęsny zostałby z niczym. Polak, który od miesięcy był przymierzany do Barcelony, mógłby zderzyć się z brutalną rzeczywistością – nowy klub, w którym nie może zagrać, bo liga nie zatwierdzi jego rejestracji. Tymczasem ter Stegen, wbrew całej fali krytyki, zostałby między słupkami. Nie z przekory, lecz dlatego, że konsekwentnie, spokojnie i zgodnie ze swoim interesem przeczekał burzę.
Być może to właśnie on okaże się ostatecznym zwycięzcą tej pozornie przegranej walki.