Żyła może stracić tytuł mistrza świata. Wszyscy widzieli, co się stało
Konkursy Pucharu Świata w Sapporo miały tylko jednego bohatera, Ryoyu Kobayashiego. Japończyk do tej pory wręcz nie istniał w walce o czołówkę, ale teraz wygrał oba ostatnie konkursy przed mistrzostwami świata w Trondheim. I dziś wydaje się jednym z najsilniejszych kandydatów do odebrania tytułu Piotrowi Żyle. Polak jest wciąż obecnym mistrzem świata z normalnej skoczni…
Konkursy Pucharu Świata w Sapporo miały tylko jednego bohatera, Ryoyu Kobayashiego. Japończyk do tej pory wręcz nie istniał w walce o czołówkę, ale teraz wygrał oba ostatnie konkursy przed mistrzostwami świata w Trondheim. I dziś wydaje się jednym z najsilniejszych kandydatów do odebrania tytułu Piotrowi Żyle.
Polak jest wciąż obecnym mistrzem świata z normalnej skoczni z Planicy. Dwa lata temu wyrwał tam złoty medal, bijąc rekord skoczni w drugiej serii i awansując o 12 miejsc. Tak obronił mistrzostwo zdobyte w 2021 r. w Oberstdorfie. Tych medali już nikt mu nie zabierze, ale biorąc pod uwagę dość słabą dyspozycję w tym sezonie, trzecie złoto z rzędu w Trondheim wydaje się niemal niemożliwe. Faworytów do zepchnięcia go z tronu jest kilku, ale w zeszły weekend do grona dołączył nowy, bardzo silny kandydat.
Zobacz wideo Kosecki o Gonçalo Feio: To świetny fachowiec. Mam nadzieję, że mu się uda
Cesarz skoków powrócił. Kobayashi wreszcie przypomniał o tym, jakim potrafi być kozakiem
“Przez trzy miesiące sezonu rządzą Austriacy, aż nagle przed imprezą sezonu wstaje cesarz Ryoyu Kobayashi i wywraca ich stolik” – napisał po zawodach w Sapporo dziennikarz Sport.pl Łukasz Jachimiak. I nie przesadził, nazywając tak japońskiego skoczka, który zdecydowanie zasłużył na ten tytuł.
W sobotę wygrał z przewagą 19,7 punktu nad drugim Janem Hoerlem z Austrii, a w niedzielę zrobił to jeszcze bardziej widowiskowo – odrobił straty po pierwszej serii i zwyciężył o 4,2 punktu nad Norwegiem Mariusem Lindvikiem. A wszyscy wskazywali na jego pozę sprzed finałowego skoku w drugim konkursie, gdy jechał wyciągiem, leżąc z goglami na oczach. Być może drzemał, lub odpoczywał, żeby za chwilę odpowiednio się skoncentrować. W każdym razie w swoim stylu – na luzie, a jednocześnie jak prawdziwy mistrz.
To nie tylko dwa pierwsze wygrane konkursy “Roya” w tym sezonie, ale i dwa pierwsze podia. Dopiero w Sapporo przypomniał, jakim potrafi być kozakiem i że na najważniejszej imprezie sezonu nie zamierza być jedynie tłem walki o medale. Wcześniej wszyscy zastanawiali się, co się z nim dzieje.
Odpuścił Zakopane i wszystko się zmieniło. Słowa trenera mogą przestraszyć rywali
Zwłaszcza w pierwszej części sezonu, gdy Kobayashi zawsze punktował, ale był przeciętny. Nie potrafił nawet wskoczyć do dziesiątki zawodów PŚ. – Wszystko posypało się na początku zimy. Gdy polecieliśmy do Lillehammer, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Jego skoki były na niezłym poziomie, ale złapał przeziębienie. I to nie był koniec jego problemów ze zdrowiem. Miał bóle pleców, może nie ogromne i sprawiające spore problemy, ale wywołujące dyskomfort. Nagle zaczęło się nakładać za dużo negatywnych czynników. W pewnym momencie ta spirala była już nie do zatrzymania – opisuje w rozmowie ze Sport.pl trener Japończyka, Janne Vaatainen.
Co takiego sprawiło, że Kobayashi wrócił na szczyt? – Swego rodzaju punktem zwrotnym stał się Turniej Czterech Skoczni – uważa fiński szkoleniowiec. – Po Garmisch-Partenkirchen powiedział mi: “A co, gdybym pominął Zakopane i pojechał do domu, skupił się na treningach?”. I to właśnie zrobił. To był naprawdę świetny kierunek – ocenia Vaatainen.
Postęp widać było w wynikach. Po przerwie Kobayashi był piąty i 13. na mamucie w Oberstdorfie, dwukrotnie siódmy w Willingen i piąty w Lake Placid, choć tam zdarzyła mu się wpadka, przez którą nie wystąpił w jednym z konkursów po przegranych kwalifikacjach. Zwycięstwa w Sapporo były przypieczętowaniem poprawy formy. – Poprawił technikę, wprowadziliśmy pewne korekty i to zaczęło działać. Przerwa też była mu potrzebna. Drugi skok w sobotę w Sapporo wyglądał wyśmienicie. Drugi w niedzielę też był bardzo dobry. Ale to nie są jeszcze idealne skoki, zdarzają mu się błędy. Brakuje mu stabilności, więc nad tym musimy jeszcze popracować – dodaje Fin, a jego słowa mogą budzić strach u rywali. Bo do niedawna nie wymyślilibyśmy scenariusza, w którym Kobayashi może być tak groźny na MŚ, a on ma być jeszcze lepszy?
Pobił rekord świata na Islandii, ale “mentalnie był pusty”
W tej nieco słabszej dyspozycji Ryoyu z początku sezonu ciekawe jest, czy nie była ona efektem tego, czego Kobayashi dokonał wiosną. Pod koniec kwietnia na skoczni i wydarzeniu specjalnie przygotowanym przez Red Bulla na Islandii skoczył 291 m – dalej niż ktokolwiek inny. To było wyjątkowe, ale i wymagające wyzwanie. – Myślę, że Akureyri było jednym projektem, a Puchar Świata jest drugim. Cieszył się, że może tam skoczyć, ale to już przeszłość. Wie, że czas skupić się na czymś innym. I wiem, że też mu na tym zależy – ocenia Janne Vaatainen.
– Nie widzę żadnego problemu w tym, żeby “pozbierał się” po pobiciu rekordu świata. Widzę za to coś innego. Rok temu po finale PŚ w Planicy polecieliśmy do Islandii dwa razy. Za pierwszym razem się nie udało, bo panowały bardzo trudne warunki, więc wróciliśmy na dziesięć dni do domu, a potem udało się to zrealizować. Ale minął już miesiąc od Planicy, a on dalej musiał być gotowy. I wydaje mi się, że ten miesiąc zabrał sporo jego energii – tłumaczy szkoleniowiec.
– Chyba zaczął trenować latem nieco za wcześnie. Możliwe, że lepiej byłoby przedłużyć sobie przerwę po Islandii, chociażby żeby nieco ochłonąć i znów wzmocnić psychikę. Ryoyu zaczął treningi od Sapporo. Po pobiciu rekordu świata od razu poszedł na dużą skocznię. Tam oddał pierwsze skoki i to było chyba jeszcze w maju. Czyli miesiąc po całym projekcie. Dlatego myślę, że mógł to opóźnić. Mentalnie był wyczerpany, pusty. Choć nawet o tym dużo nie rozmawialiśmy, raz rzuciłem mu tę uwagę. Zresztą to już tylko pewien wniosek, na którym możemy się czegoś nauczyć na przyszłość, a nie pozwalać, żeby o tym myślał – wskazuje Vaatainen. Dopytujemy też trenera Kobayashiego, czy Ryoyu pracuje z psychologiem, a ten odpowiada, że nie.
Brakujący klejnot w kolekcji Ryoyu. Przygotowuje się w Hakubie
Teraz, po dwóch zwycięstwach u siebie podczas próby generalnej przed imprezą sezonu, Kobayashi może być silniejszy psychicznie od rywali. Zwłaszcza że złoty medal mistrzostw świata to jeden z niewielu sukcesów, których mu jeszcze brakuje. Ma już złoto igrzysk, Złotego Orła za Turniej Czterech Skoczni, Kryształową Kulę za klasyfikację generalną PŚ, a nawet małą za loty, czy wygraną w Raw Air. Brakuje mu tytułów mistrza świata – zarówno na zwykłych MŚ, jak i w lotach.
– Ten cel go motywuje, to na pewno. Jest daleko od czołówki Pucharu Świata, więc to na tym się skupia, bez wątpienia – mówi o MŚ w Trondheim Janne Vaatainen. – Może być mocny przede wszystkim na normalnej skoczni, ale na dużej z pewnością też będzie w stanie zagrozić rywalom – podkreśla trener Ryoyu. Jego zawodnik to przecież aktualny mistrz olimpijski z normalnej skoczni. Ale w MŚ w Planicy dwa lata temu to na dużym obiekcie wskoczył na podium – zdobył srebro, przegrywając tylko z Timim Zajcem.
Jak będzie wyglądała ostatnia prosta przygotowań Kobayashiego do występu w Trondheim? Może pojawi się u niego coś specjalnego w sprzęcie? – Będziemy skakać w Hakubie. Sprzęt? Pewnie trochę potestujemy, ale to, co ma do tej pory, wygląda w porządku. Chyba bardziej będzie się liczyło, żeby sprawdzić, co będzie działało na miejscu, już w Trondheim. I tam ewentualnie coś będzie można dostosować – zapowiada Vaatainen, którego w Norwegii nie będzie. Wszystko ma obserwować z Japonii.
Mistrzostwa świata w Trondheim ruszą 26 lutego. Pierwszy konkurs skoczków to właśnie wspomniana rywalizacja na normalnej skoczni, którą zaplanowano na niedzielę, 2 marca.